sobota, 25 kwietnia 2015

5. Amatorzy

*Jinx*
Gdzie jest ten cholerny chloroform?! Mam wrażenie, że Deathstroke nas nie docenia. Nas, w sensie mnie i... no tak, zabójcy nie podają imion. Udało mi się przekonać szefa, żeby wyciągnąć chłopaków dzisiaj, na własną rękę. Popatrzyłam na nieprzytomną dziewczynę, leżącą obok moich stóp. Opłacało się.
Przeglądam wszystkie przedmioty w zasięgu wzroku. Kiedy Raven się obudzi, będzie za późno. Ucieknie w sekundę. W końcu moje dłonie napotykają apteczkę. Chloroform jest. Siadam obok nieprzytomnej, maczam wacik w płynie. Kiedy tylko dziewczyna mrugnie oczami, zostanie znów uśpiona. Podnoszę wzrok na chłopaków. Siedzą na fotelach i gadają w najlepsze. Nie obchodzi mnie o czym.
W końcu helikopter zniża lot, a dach hangaru otwiera się. Mamut bierze Raven, a ja chloroform. Pilot patrzy na nas, lekko unosi brwi, ale o nic nie pyta. Za to mu płacą.
Deathstroke  miał na nas czekać w jednym z pomieszczeń. Nie wiem po co, ale się uwziął, żeby sprawdzać nas na każdym kroku.
Oczywiście idziemy do niego z uśmiechniętymi i dumnymi minami. Stoi tyłem, wystukując jakąś melodię o blat biurka. Pokój jest urządzony na czarno i szaro.
- Mamy Raven - uśmiecham się, choć w moim fachu uśmiechanie się nie jest typowe.
- Oczywiście zabraliście jej komunikator i porzuciliście na miejscu, albo zniszczyliście? - słychać szelest wywołany tym, że chłopaki przeszukują tytankę - tak jak myślałem, a chcecie, żebym traktował was poważnie - prycha.

*Robin*
Drzwi wreszcie ustępują, chowam klucz uniwersalny do kieszeni. Cały pokój jest zniszczony. Niewielki wyłom w suficie. Różowowłosa.
Słyszę odlatujący helikopter, staram się wspiąć po kawałkach sufitu, żeby cokolwiek zobaczyć. Mimo dobrych podeszew w butów, ślizgam się. Kiedy wreszcie udaje mi się spojrzeć przez dziurę, widzę... Nic. Jedynie piękne niebo. Komunikator zaczyna wibrować, informując o połączeniu.
"Jesteście tam przyjaciele?" - Gwiazdka.
'Tak' - słyszę wszystkich oprócz Raven.
'Udało Wam się ich złapać?' - pytam bez nadziei.
"Nie".
'Spotkajmy się w salonie' mówi Cyborg. Kopię kawałek gruzu, w myślach notując, że trzeba zatrudnić robotników. Biegnę do głównego pokoju, gdzie wszyscy już są, razem z Szybkim. Bez Raven.
- Gdzie jest Raven? - pytam z nutką niepokoju.
- Myśleliśmy, że była z Tobą - Kid Flash mówi szybko, jakby entuzjastycznie i niespokojnie.
- Nie była.
- Może wyszła gdzieś i jak zwykle nic nie powiedziała? - Gwiazdka nie traci dobrego nastawienia.
- Usłyszałaby i odebrała komunikator - do reszty chyba zaczyna docierać. Ich miny są zakłopotane, smutne i zaskoczone. Jedynie Szybki uśmiecha się pod  nosem, po czym mówi:
- Wysłałem w helikopter strzałę śledzącą. A Raven nie powinni nic zrobić, przecież skoro ją porwali, to jest im potrzebna - przez jego twarz przechodzi cień. Wiem, że stara się nas pocieszyć, w końcu jest osobą spoza drużyny.
W mojej głowie za to rodzą się pomysły, co źli mogliby jej zrobić. Zabić? Raczej nie, będą wydzierać z niej informacje, powoli i boleśnie. Nigdy nie byłem torturowany, jakoś tak się składa.
W tym samym czasie Szybki podchodzi do komputera i podłącza coś w stylu pen - drive. Jego palce poruszają się w zaskakującym tempie po klawiaturze. Ostatnio gdy go widziałem, poczta email była powyżej jego umiejętności.
- Helikopter jest w... Gotham - chłopak unosi brew i pokazuje nam dokładne współrzędne.
- Musimy jak najszybciej się tam dostać - mówię zgrywając dane do komunikatorów. Powiedzieć Batmanowi? Będzie tam w kilka minut, a my w dwie godziny... Nie, musimy pokazać mu, że nie jesteśmy bandą dzieciaków, które ciągle trzeba ratować z opresji.
- Sorry, ale Red Arrow mnie potrzebuje. Powodzenia - Szybki wchodzi do windy i po chwili znika z zasięgu mojego wzroku.
- Będę w Gotham za piętnaście minut - uśmiecha się Kid Flash, zakładając okulary.
- Ja podobnie - przylatuje do mnie Gwiazdka. Czekają na rozkazy.
- Będziecie grupą alfa. Dotrzecie do magazynu (zakładając, że to będzie magazyn), oswoicie się z sytuacją, ewentualnie znajdziecie jakieś wejścia lub słabe punkty - kiwają energicznie głowami, po czym wychodzą - A my jedziemy - dodaję patrząc na zaaferowanego Bestię i Cyborga wpatrzonego w pulpit.
- Komunikator Raven został zniszczony - Victor odwraca się do nas.
- Tym szybciej musimy się tam dostać - zaciskam pięść.
***
Po półtorej godziny jazdy jesteśmy na miejscu. Opuszczony, wielki magazyn - dokładnie tak jak myślałem. Kid Flash i Star pojawiają się przed nami, zanim zdążymy zbliżyć się do budynku.
- Nie ma śladów kogokolwiek ani czegokolwiek - raportuje KF. Wokół nie zbierają się ludzie, co zazwyczaj zdarza się na widok bohaterów w innych miastach. Ale to jest Gotham.
- Patrzyłaś, czy dach może się otwierać? - pytam Gwiazdki.
- Według mnie nie może - mówi nieco zakłopotana. Albo dobrze się ukrywają, albo...
- Może strzała Szybkiego spadła w tym miejscu? - pytam bez przekonania. Co prawda w to nie wierzę, ale nie ma wielu wyjść.
- Na dachu nic nie ma - Starfire kręci głową.
- Nie nadziałem się na nic w okolicy - popiera ją Kid Flash.
- Nic nie wysyła sygnału - mówi Cyborg, patrząc na ekran umieszczony w jego ręce.
- Czyli fałszywy alarm - wzdycham - wracajcie do domu...
- A ty?
- Muszę z kimś porozmawiać.

***
Jest duszno i ciemno. Siedzę wyprostowany, patrząc się w twarz Bruce' a. Na prawdę dawno nie rozmawialiśmy.
- Czyli, że straciliście dwóch więźniów i członka zespołu, ale nadal nie raczyłeś mnie powiadomić? - pyta się beznamiętnie. Podobno od śmierci Jasona ciągle się tak zachowuje, zaszywa w tym dusznym pomieszczeniu, sam i myśli. Potrafi tak myśleć całe dnie.
- Nie chciałem, żebyś uważał mnie za dzieciaka - jego oczy są sztywne, nieporuszone żadnym uczuciem ani niczym w tym stylu.
- Sam sobie zasłużyłeś. Teraz nie mogę nic zrobić - patrzy w dal. Z cierpieniem.
- To nie twoja wina, że umarł...
- Moja.
- Bruce, to było cztery lata temu!
Jego chyba nie obchodzi to, co mówię. Nie dociera. Czyżby gazety pisały prawdę, że Batman nie jest już tą samą osobą? Że potrzebuje Robina? Mam poczucie winy, że go porzuciłem, ale to nie moja wina, przez bycie superbohaterem zawaliłem klasę. Wtedy było tyle przestępstw w Gotham, musiałem zwalniać się z lekcji, nie uczyłem się, jedynie trenowałem. Kiedy skończyłem z obroną miasta, oddaliłem się od Bruce' a. Żyliśmy obok siebie, a potem znalazł sobie Jasona. Nowego Robina nie poznałem dokładnie, był ode mnie starszy, nie wykształcony. Mieszkaliśmy ze sobą raptem kilka dni, wyjechałem do internatu, a Jason po roku zginął w Sarajewie. Batman bardzo to przeżył, bo to była pierwsza misja, którą zawalił. Pierwsza osoba, której nie uratował. Chyba mniej przejmował się tym, że to był jego adoptowany syn.

2 komentarze:

  1. Hm, hm, hm... A w zakładce o bohaterach nie ma nic o Jasonie!! Spoko, przecież wiem.tak tylko sie naigrywam XD. Rozdział spoko choć nie jakiś wspaniały, (bo głównie oczami Robina, pierwsza część mi się podobała :-P ) no i nadal czekam na tortuty Rae XD, och ja zła, Elficka Sadystka ;-). 'podeszw u butów' albo 'podeszw w butach' XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział!
    Martwię się o Raven.. Co oni będą jej tam robić :o
    A ten Szybki to taki spryciarz z tą strzałą hehe :D
    Jejciu jak ja się cieszę, że pojawił się Batman! (nie, wcale się w nim nie podkochuje hahahah xDDDDD)
    Super!

    OdpowiedzUsuń