czwartek, 28 czerwca 2018

7/II. Koligacje rodzinne

Red X

Shane siedział naprzeciw mnie i opróżniał drugą butelkę wódki. Z gwinta. Nic nie mówił, odkąd stanął przed drzwiami mojego aktualnego mieszkania z reklamówką z tesco. Nigdy nie podawałem mu adresu, ale jak widać informacje rozchodzą się zaskakująco szybko.
- Czemu ona to robi - westchnął w końcu, odkładając na chwilę butelkę.
- Kto?
- Minnie. Może żyć normalnie... pomimo naszego ojca... normalnie, wiesz?
- Nie wiem.
Wlepił załzawione oczy w niewielki stolik jakby był najciekawszą rzeczą na globie. Może i w moim mieszkaniu był. W jedynym pokoju stało dwuosobowe łóżko, tandetny fotel w stylu skandynawskim, równie tandetne krzesło i ów stolik. Zero zdjęć, zero czegokolwiek świadczącego o tymczasowym mieszkańcu. Byłem z tego dumny, choć czasem pojawiała się jakaś nieokreślona tęsknota. Nie wiedziałem za czym.
- Ty to masz fajnie - nie wiedziałem czy to jedno z przeczuć Shane'a czy też majaczenie - Nie musisz się martwić... o nikogo i na nikim ci nie zależy...
- Jasne.
Zapaliłem. Nie elektryka, zwykłego papierosa. Musiałem poczuć dym.
- Dlaczego on ją do tego wciągnął...
- To proste, Shane. Przejechał się na ludziach niedbających o nikogo.
- Pewnie masz rację... Głupia Minnie, głupia, głupia, głupia...

Robin

Nie mogłem usiedzieć w wieży. Odraczałem tylko to, co już nieuniknione. Patrol stał się idealną wymówką. W pełnym stroju. Będą mieli okazję na przekazanie wiadomości. Nie łudziłem się, że jej nie będzie. Za późno, Robinie. Za późno.
Powietrze było lekkie i wyjątkowo mało wilgotne jak na nasz, nadmorski klimat. Biegłem po dachach, obserwując ulice. Ludzie podążali do swoich domów, czy też na nocną zmianę w pracy. Samochody jechały. Czasem ktoś krzyknął. Czasem ktoś zatrąbił. Cisza i spokój. Ześlizgnąłem się z dachu, by biec dalej po ulicy. Nie zamierzałem zwalniać. Wtedy mogliby mnie zaczepiać, prosić o zdjęcia. Utrudnialiby przekazanie wiadomości. Teraz tkwili w przekonaniu, że biegnę na misję, ustępowali z drogi. I tak na chodniku nie było wielu przechodniów, głównym środkiem transportu pozostają auta. Dezurbanizacja.
Poczułem ruch za sobą zanim ją zauważyłem. Dobiegła do mnie. Miała na sobie szary dres i różowe buty sportowe. Ciemne włosy związała w wysoką kitkę, a w jej uszach tkwiły żarówiaste słuchawki. Wysunęła rękę z kieszeni i podała mi kartkę. Gdy tylko ją chwyciłem, zawróciła.
Na kartce były tylko dwie informacje. Data i miejsce. Opuszczony magazyn. Słodko.

***

Poszedłem po cywilnemu, jedynie okulary zasłoniły oczy. Nie powiedziałem nic drużynie. Już i tak za bardzo się martwili, a ja byłem pewny kto za tym stoi.
Deathstroke czekał na mnie, ze znudzeniem opierając się o filar.
- Gdzie jest Gwiazdka? - mój ton był wyprany z wszelkich emocji. Pogorzelisko człowieka.
- W bezpiecznym miejscu - uśmiechnął się, a przynajmniej tak mi się wydawało. Miał przecież maskę - Dopóki zechcesz współpracować, nic jej się nie stanie... jej ani reszcie Tytanów...
- Nie masz nad nami władzy!
- Ależ mam, Robinie. Znam wasze dane, wasze położenie, wasze przyzwyczajenia. Aktualnie mam na celowniku moich snajperów trójkę z was, jedną w mojej celi, a ty stoisz przede mną. Mam nad wami kontrolę.
- Więc czego chcesz?! - a ja traciłem kontrolę. Moja słodka Gwiazdka. Moja drużyna. Zawiodłem wszystkich.
- Pewnej drobnej przysługi... jak na razie.
- Słucham.
- Zabijesz Batmana.
Ręce lekko mi drgnęły. Czułem, jakbym miał zemdleć, ale nadal stałem. Oddychałem.
- Możesz mnie prędzej zabić - pokazałem mu otwarte dłonie. Upadłem na klęczki. - Nie zwrócę się przeciw niemu.
- Pomyśl, Robinie... Życie twoich przyjaciół lub życie mentora... Kilka młodych żyć za jedno, niedługo zaczynające przygasać... Co się bardziej opłaca ratować?
Milczałem. Znałem swój wybór, choć nie mogłem się z nim pogodzić. Nie od razu.
- Czemu Batman?! To my zawadzamy Ci najbardziej!
Roześmiał się.
- Jesteście pionkami, Robinie. Marionetkami w grze większych od was. Batman, a raczej jego marne, ludzkie emocje mogłyby mi zaszkodzić. Rodzina, rozumiesz Robinie, rodzina bardzo silnie wpływa na ludzi.
Przekrzywił głowę.
- Daję Ci tydzień.
I rzucił mi pod nogi bombę dymną. Zniknął. Poczułem łzy, piekące pod powiekami. Zawiodłem po całości.
Dopiero po chwili powróciła jasność myślenia. Jaka rodzina? Batman już nie ma rodziny...

Red Hood

Wayne Manor wyglądało dokładnie tak samo jak przed laty. Mrocznie. Cicho. Przerażająco. Cieszyłem się, że to nie ja muszę do niej wracać. Zgasiłem silnik motoru, zastanawiając się od jakiego czasu jesteśmy obserwowani. Damian zwinnie zeskoczył i wyjął z sakw swój worek, po czym przewiesił go sobie przez ramię obok wiecznie tkwiącej na miejscu katany. Popatrzył na mnie z powagą. Zastanawiałem się, czy gdy pogodził się z byciem synem Batmana, wzruszała go jakkolwiek przeprowadzka w całkowicie obce miejsce. Miałem wrażenie, że był wciąż obojętny. Jedynym pytaniem, które zadanie wywołało w jego oczach błysk padło o to, czy w Gotham znajduje się superbohaterka o granatowoczarnych włosach i mocach parapsychicznych. Gdy odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że w mieście takiej nie ma, ten błysk zniknął i Damian znów założył na twarz maskę.
Skinął mi, odwrócił się i zadzwonił do furtki. Zgodnie z założeniami, miał do mnie nic nie mówić. Batman mógłby rozpoznać mnie po głosie. Gdy młody zniknął za drzwiami rezydencji, odpaliłem motor. Dług odkupiony. Witaj, sprawiedliwości w Gotham.

 Narrator

 Szkockie góry o tej porze roku pokrywał śnieg. Drogi były tak zasypane, że przedostanie się z miasteczka do miasteczka graniczyło z cudem. Rosemary nie była na to przygotowana. Jak wielu romantyków, przeprowadziła się na odludzie, by uciec przed gwarem konsumpcyjnego świata. Pierwsza zima podobno była najgorsza. Podobno. Kobieta skuliła się przy kominku. Instalację opalanego drewnem kominka uważała ostatnio za najlepszą decyzję, którą podjęła w przeciągu niespełna czterdziestu lat swojego życia.
Usłyszała pukanie do drzwi wejściowych. Przez chwilę spróbowała zrzucić to na uderzający śniegiem wiatr, jednak pukanie się powtórzyło. Starała się nie ulec przerażającej atmosferze panującej w domu. To pewnie sąsiedzi. Co prawda, najbliższe gospodarstwo leżało niemal dwa kilometry stąd, jednak nikogo innego nie spodziewała się ujrzeć.
A na pewno nie spodziewała się ujrzeć rudowłosego chłopaka, którego widywała jedynie w wiadomościach, uśmiechniętego od ucha do ucha i wesołym głosem proszącego o gościnę.
- Pan jest...
- Kid Flash, ale może mi pani mówić Wally, pani...?
- Rosemary. Rosemary Patternson.
- Ta malarka?
- Dokładnie - rozpromieniła się, prowadząc gościa do kuchni. - Przepraszam, odłączyli nam prąd, mogę jedynie zrobić ci herbatę...
- Wyśmienicie się składa.
***
- Kid Flash zniknął. Ale tak dosłownie, Deathstroke. Nie namierzam ani jego aury, ani linii komunikatora Tytanów. Jakby zapadł się pod ziemię.
Slade ze złością cisnął leżącą pod ręką puszką tuż obok Zatanny Zataro, która w zamian spiorunowała go spojrzeniem.
- Musimy sprowadzić tu różowowłosą wiedźmę, żeby mieć i Kid Flasha - warknął w końcu.
- Bez niego będziesz mógł kontrolować Robina - wzruszyła ramionami czarodziejka - Czego trzeba więcej?
- Dobrze wiesz, czego trzeba. Znasz mój plan. Wiesz, co się stanie, gdy zginie Batman i opanuję Ligę. W czasach anarchii będzie brakowało kogoś zdecydowanego, kto nie zawaha się zabić i wystąpić przeciwko mnie. A Kid Flash ma mocny charakter.
Deathstroke wpatrzył się w jeden z licznych monitorów. Tytani pokonujący Plazmusa.
- Wszystko musi współgrać, Zatanno. To tylko moja mała gra, której zostanę zwycięzcą. Innej opcji nie ma.

~~~
1) Przepraszam za przerwę w pisaniu.
2) Nie przeszkadza Wam, że fragmenty są tak pourywane? Bo mnie się osobiście wygodniej pisze, ale nie wiem jak to jest postawić się w roli odbiorcy...
3) Mam teraz problem z pairingiem Damian x Raven... Z jednej strony go miało nie być, ale z drugiej tak gładko się pisze...
Mam nadzieję, że zdążę dodać coś wcześniej /Caxi

3 komentarze:

  1. Tak mnie naszło na przemyślenia...skoro napisanie sensownego komentarza jest czynnością tak zajmującą, to jak trudne jest napisanie rozdziału... [tia, nie ma co mydlić oczu moimi przemyśleniami, komentarz sam się nie napisze]

    Niezmiernie cieszę się, że pamiętasz jeszcze o tym opowiadaniu. Jeśli chodzi o przerwy w pisaniu to uważam, że nie są one niczym złym, jeśli tylko zaowocują kiedyś kolejnym rozdziałem.:) To jest Twoja historia i sądzę, że tworzenie jej na siłę, bez czerpania przyjemności z pisania, żeby tylko dodać kolejny rozdział nie wyszłoby Tytanom na dobre.

    Co do rozwoju akcji,aż mam ochotę zakrzyknąć - NARESZCIE!
    Właściwie to na moment się rozmarzyłam i wyobraziłam sobie, że nie jest to historia o praworządnych i miłujących do bólu sprawiedliwość nastoletnich superbohaterach... Wizja martwego Batmana prezentuje się nie najgorzej (od razu mówię, że PRAWIE nic nie mam do tej postaci, miałam raczej na myśli potencjalny, intrygujący zabieg fabularny).
    Rozwój fabuły na plus, ale i tak najbardziej rozbawił mnie moment, w którym Deathstroke rzuca puszką po Pepsi (moja interpretacja:)) w Zatannę. Szkoda,że nie trafił...
    Co do kwestii związku Damiana z Raven, nie ukrywam, że mierzi mnie ta kwestia, ale jak wspomniałam wcześniej - to Twoja historia, pisz to co Ci się podoba, a ja tak będę to czytać.:D

    Z (nie)cierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę udanych wakacji! Trzymaj się!:) /Daph

    OdpowiedzUsuń
  2. Paring Raven i Damiana jest świetny i, moim zdaniem, powinien być kontynuowany. Mi tam nie przeszkadza, sama czasem tak robię, może to dlatego. Strasznie się cieszę, że jest nowy rozdział i że nadal kontynuujesz historię, a sama wiem jak trudno systematycznie pisać. Życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. To, że mi nie przeszkadza tyczy się podpunktu drugiego, trochę się rozpędziłam i zapomniałam o tym wspomnieć

    OdpowiedzUsuń