środa, 6 maja 2015

6. Element zaskoczenia


Raven
Otacza mnie biel. Światło bije ze wszystkich stron, nadając pomieszczeniu sterylny charakter. Tutaj nic nie ma. Nawet marnego kąta, pokój jest okrągły. Wiem, że mogę powiedzieć 'Dołączę', a to wszystko zniknie, powrócę do normalnego życia. Iluzja jest zaskakująco silna, dotyka również umysłu, nie potrafię jasno myśleć. Ile mnie trzymają w tym stanie? Nie wiem, to może być godzina albo rok... Raz wyrwano mnie z tego świata, na rozmowę z ich szefem. Miał na sobie dwukolorową maskę, mówił spokojnie i cicho. Proponował dołączenie do zła, ale ja przecież nie mogę... to znaczy nie chcę. Ale nie powinnam myśleć o moim przeznaczeniu i początku, skoro są tak głęboko w psychice. Oni są. Nie wiem, kto jest na tyle silny, by mącić mi w głowie. Ich szef stwierdził, że klasyczne torturowanie jest przereklamowane, pomęczą mnie psychicznie, aż wreszcie bez snu, wśród tej bieli, skrajnie wymęczona, sama rzucę im się w ramiona. Z uśmiechem, bo mnie uwolnili, pomogli, zapomnę o Tytanach i służeniu siłom dobra, pozostanie tylko wieczna wdzięczność i jasność.

Jinx
Patrzę przez lustro weneckie na zamkniętą Tytankę. Jej oczy nie mają wyrazu, nie zatrzymują się na niczym. Podobno jej ciało poddano czemuś w rodzaju hibernacji, nie musi zaspokajać potrzeb życiowych. Wokół mnie znajdują się nic nie mówiące wykresy jej zdrowia oraz przycisk przywołujący resztę, gdyby dziewczyna umierała lub -co gorsza- wyrwała się z iluzji. Na szczęście Slade ma kontakty, znalazł dobrą czarodziejkę. Nawet jej nie zabiliśmy.
Deathstroke wchodzi do pomieszczenia obserwacyjnego. To ciekawe, zazwyczaj każe mi tu ślęczeć, a sam pije herbatę i gra w sapera.
- Robimy element zaskoczenia, żeby czuła się sama, otoczona wrogami, nieporadna... To może ją kompletnie załamać albo nagle się wydostanie. Mam nadzieję, że wykona pierwszą wersję - mężczyzna zaplata ręce za plecami, patrząc się na Raven, będącą w stanie zachwianej rzeczywistości. Drzwi naszego pomieszczenia ponownie się otwierają, staje w nich czarodziejka. Ma białą bluzkę z wyzywającym dekoltem, czarne szorty i siatkowe pończochy. Na jej głowie widnieje ogromny kapelusz, przez co strój wydaje się nieco komiczny. Może i jest bardzo piękna, może i ma naturalnie czarne włosy, ale jej gust mnie dobija.
- Możemy zaczynać? - pyta dziewczyna czystym głosem. Slade kiwa głową. Powoli. Czarodziejka unosi dłonie, mruczy pod nosem jakieś zaklęcia, jej tęczówki stopniowo zlewają się z białkami, z rąk zaczyna wylewać się światło.
Raven gwałtownie chwyta powietrze, jakby była trzymana przez długi czas pod wodą. Wstaje, z trudem rozprostowuje nogi. Chwieje się, łapie równowagę. Wykresy zaczynają drgać, zmieniać wyniki. Widzę, że Deathstroke i przywrócona do normalności czarodziejka śledzą je z zainteresowaniem, więc udaję, że cokolwiek rozumiem. Oczywiście, nie rozumiem nic.
- Możemy już wprowadzać ten 'element'? - kopię ścianę, znudzona.
- Tak, zawołaj go. A potem możesz już iść.
Prycham. Nie jestem przecież jakąś dziewczynką na posyłki. Chociaż jestem tak traktowana, bo jakżeby inaczej. Banda chamów.
Wychodzę z pomieszczenia. Przed drzwiami do celi z tytanką, stoi chłopak. Kazał się nazywać 'Iksem', bo tak widnieje w policyjnych aktach. W sumie lepsza ksywa nadana przez psy niż nic.
- Deathstroke Cię woła - zaplatam ręce, odwracam się na pięcie i idę korytarzem, nie oglądając się za siebie. Dochodzę do jednego z wielu wyjść. Zakładam sweter, wiszący na (jakże odkrywcze!) wieszaku. Na dworze wieje wiatr, zamiast deszczu jest mgła. Cudowne lato. Idę na piechotę do Akademii. Co prawda już ją skończyłam, ale przez wakacje mogę jeszcze korzystać z mieszkania w akademiku. Później będzie trzeba coś wynająć. Chłopaki będą pewnie chcieli mieszkać gdzieś na koszt szefa, ale ja chcę mieć własny kąt w jakiejś fajnej dzielnicy. Może podpytam się Iksa. Ale on raczej nic nie zdradzi, przecież musi być taki tajemniczy.
Dochodzę do zniszczonego magazynu na przedmieściach, w którego podziemiach mamy jedno z wejść do Akademii. Nagle wiatr wieje jeszcze mocniej. Czuję, jakby ktoś obok mnie przechodził w zawrotnym tępie. Mam w dłoni kartkę. 'Ktoś Cię śledzi'. Cudnie. Wspaniale, genialnie, super. Gwałtownie hamuję i zawracam. Mam nadzieję, że ten ktoś uzna, iż lubię spacerować. A nie lubię.
Nie uchodzę nawet kilku kroków, kiedy wokół mnie pojawia się dym. Cholera jasna, tytani. Nie mogę im przecież uciec, bo wszelkie znane mi miejsca są dla nich zagadką do rozwiązania. Nieźle się wkopałam. Z dymu wyłania się pięć postaci. Mnę kartkę w dłoniach, rzucam na asfalt i przejeżdżam podeszwą glana. Staję wyprostowana, żeby udawać tupet. Zresztą, nie muszę udawać.
Wreszcie dym się ulatnia, a ja rozpoznaję osoby. Nie są w cywilnych ciuchach. Jeszcze gorzej, bo to oznacza, że mają plan. Otaczają mnie kręgiem. Niby mogę zaatakować, ale to nic mi nie da. Nie ulotnię się tak, żeby nie zauważyli. Klnę cicho pod nosem.
- Gdzie jest Raven? - mówi lider, co ciekawe mający najgłupszy strój. Może według głupiego stroju wybierają dowódcę?
- Nie wiem - prycham.
- Wiemy, że jesteś zamieszana w jej porwanie - Robin, (bo tak się chyba nazywa), próbuje mnie zastraszyć. Bez powodzenia.
- A niby skąd? - kopię kamień.
- Tego samego dnia, w którym odzyskałaś swoich przyjaciół, ona zniknęła.
- Po pierwsze: to nie są moi przyjaciele, tylko współpracownicy - zapominam w dobrym czasie ugryźć się w język. Wezmą mnie na przesłuchanie - Po drugie nie wiem nic o Waszej przyjaciółce, oprócz tego, że marnie się ubiera - wodzę po nich wzrokiem - jak zresztą wszyscy.
Zdają się zdezorientowani. To dobrze. Gram na zwłokę, obmyślam plan.
- Nasz styl akurat najmniej cię powinien interesować, jeśli nie wylądujesz w pace za porwanie...
- O ile dobrze wiem, nie da się wsadzić za nic. A wy nie macie dowodów - udaję, że oglądam pomalowane na czarno paznokcie. Dowody! To jest to. Lekko przesuwam krawędzią glana kartkę. Robin to zauważa, schyla się...
- Zobaczymy co za ważną wiadomość... - i dostaje ode mnie z glana w twarz, leci krew. Odwracam się, zostawiam oszołomionych Tytanów. Zbyt oszołomionych, żeby mnie złapać, albo chociaż wysłać coś śledzącego.
Po przebiegnięciu kilku przecznic, czuję na sobie podmuch wiatru. Po chwili podmuch wiatru zatrzymuje się przede mną, wykręca rękę i trzyma obie. No tak, nieważne jak szybko bym biegła, skoro mają superszybkiego w drużynie. Staram się kopnąć go w kolano, ale nic nie pomaga.
- Myślałem, że warto Ci pomóc - syczy mi do ucha chłopak - myliłem się...
Po chwili dolatuje do nas dziewczyna o pomarańczowej skórze i włosach.
- Zapłacisz za to, co zrobiłaś mojemu przyjacielowi!
Zapłaciłabym jeszcze więcej, gdybym nic nie spróbowała zrobić. Bo wtedy to nie Tytani wyznaczaliby cenę...

Raven

Mam wrażenie, jakby moje nogi wykonano z ołowiu. Głowę też. W ogóle wszystko mam zdrętwiałe i niezdatne do jakiegokolwiek konstruktywnego działania. Oczy niesamowicie pieką i nie chcą przyzwyczaić się do panującego tu półmroku. Po tym jak wstałam i niemal wywaliłam się na ścianę, wolę czekać na rozwój wypadków siedząc na wygodnym krześle. No dobra, niewygodnym i twardym, ale na pewno lepszym od podłogi. Przynajmniej wychodzę z takiego założenia. Próbuję użyć magii, ale nie mogę. Pewnie zablokowali mi część mózgu odpowiedzialną za umiejętności. Nie wiem, czy to, że nie interesuje mnie mój dalszy los jest wynikiem szoku czy też przez idiotyczne światło już nigdy nic mnie nie będzie obchodziło i zrobią ze mnie coś w rodzaju zombie.
Drzwi do pomieszczenia otwierają się i wchodzi przez nie Szybki. Czyli, że akcja ratunkowa jest w drodze! Nie, nadal mnie to nie obchodzi. Patrzę na niego z obojętnością, a on idzie sobie normalnie, na luzie, jakby był nawet trochę rozbawiony sytuacją. Może jestem w psychiatryku a nie w niewoli u przestępców?
- Cześć, Raven? Jak Ci minęło osiem dni siedzenia tutaj? - pyta lekkim tonem. Osiem dni? Zaledwie osiem?
- Rozumiem, że przyszliście z misją ratunkową, a ty masz mnie zabrać do walczącej reszty - nie wierzę w słowa, które wypowiadam mimo woli. Nawet bez sarkazmu. Szybki śmieje się upiornym śmiechem, jakim nigdy nie powinien się śmiać żaden superbohater. Ani nikt zdrowy na umyśle.
- No co ty? Ja tu pracuję. Pracuję dla osoby, która Cię więzi. Nie jest najgorszym szefem... tylko gdybym zarabiał więcej - stawia akcent na ostatnie słowa. W mojej głowie zaczyna się tlić jakaś myśl. Ktoś nas musi podsłuchiwać.
- Nie jesteś Szybkim prawda? Albo przynajmniej tym, którego znał Robin, którego znała Star? - mrużę oczy.
- Oczywiście, że nie. Tytanów i Ciebie bardzo łatwo wykiwać. Wystarczy odrobina makijażu, umiejętność posługiwania się łukiem, powrót do naturalnych włosów - poprawia te ostatnie, ruchem łudząco przypominającym Robina - no i gra aktorska. To była podstawa. Jesteście po prostu grupą dzieciaków i amatorów...
- A ty jesteś wyćwiczony w aktorstwie czy może zabijaniu? Pewnie zajmujesz się dwiema rzeczami, zamiast być dobrym póki jeszcze masz szansę... Póki jeszcze żyjesz... A potem nie będziesz miał już nic do powiedzenia. Zginiesz na tej Ziemi razem z innymi nie tylko takimi jak ty. Zginiecie wszyscy, bohaterowie i złoczyńcy, wszyscy tego samego dnia. On nikomu nie przebaczy, choćby służył mu całym sobą. On każdego znajdzie... - gryzę się w język. 'Szybki', a raczej chłopak odgrywający jego rolę, patrzy się na mnie z niewielkim zdziwieniem i znudzeniem. Pewnie myśli, że jestem opętana.
- W każdym razie, Raven, służenie tutaj nie jest takie złe jak się wydaje. W twoim przypadku, i tak za dużo wyjść nie masz. Albo pracujesz z panem Deathstrokiem, albo powracasz do iluzji - patrzy się w swoje paznokcie. Mimo wszystko, jego głos stracił nieco wkurzającej pewności.
- Wolę powrót do bieli niż służenie złu - warczę. Niestety, nie mam racji, bo wolę wszystko od powrotu do iluzji. Ale trzeba się trzymać, trzeba wygrać z ciemną częścią wewnątrz siebie. Chłopak przez chwilę wygląda, jakby kogoś słuchał przez słuchawkę w uchu. Po chwili na jego twarzy pojawia się bestialski uśmiech, przypominający raczej wykrzywienie warg.
- Przykro mi, ale nie powrócisz do iluzji i hibernacji, teraz będziesz po prostu codziennie nawiedzana przeze mnie i szefa - odwrócił się na pięcie i miał zamiar wyjść.
- To tyle? Zero torturowania? Jestem zawiedziona - czekam na jego reakcję. Zatrzymał się.
- Nie bój się, skoro Deathstroke nie będzie miał nad tobą kontroli umysłowej, znajdzie inne wyjście - mówi cicho, zaciska pięści. Nie ma zamiaru się odwrócić. W końcu rusza ponraz drugi. Zatrzaskuje drzwi.

 Red X
Po cholerę ruszyło Cię sumienie, bezduszny morderco! Po cholerę powiedziałeś jej te ostatnie słowa! Po cholerę mówisz sam do siebie!
Przeczesuję włosy palcami, zastanawiając się jak moją misję oceni szef. Nie potrzebnie odgrywaliśmy ten cały cyrk z przebieraniem się, żeby dziewczyny to nie ruszyło. Może tytanów ruszy. Slade wyłania się z pomieszczenia. Nie wiadomo, czy jest ze mnie zadowolony, czy też nie. Chowam rękę do kieszeni z rewolwerem.
- Kończysz przebieranie się. Muszę poinformować Light o skończeniu tej części planu - mówi spokojnie, jakby nie był na mnie zdenerwowany.
- Czyli, że to była jedynie mała część Twojego wielkiego planu unicestwienia Tytanów - prycham, odgarniam włosy.
- Mi nie chodzi o Tytanów. Ja chcę mieć Robina na swojego ucznia, widzę w nim potencjał. Skoro Raven się nawinęła, to też może być.
- Co dokładnie zamierzasz zrobić?
- Strój kontrolujący nerwy. Na razie go jeszcze nie dostałem, ale będzie świetnie na nią pasował - uśmiecha się pod nosem maską. Przełykam ślinę. Nie chciałbym zostać ubrany w coś takiego.
- Mogę już iść czy też muszę jej pilnować?
- Idź. I powiedz Jinx, że jutro będzie potrzebna. Obydwoje będziecie.
Wychodzę z bazy, dzwonię do różowowłosej. Nie odbiera. Szczerze, mało mnie to obchodzi. Może jest na randce.

Jinx
Randka z tytanami. Nie tak wyobrażałam sobie to popołudnie. Robin razem z Cyborgiem pojechał do szpitala, więc ich mam przynajmniej z głowy. Siedzę teraz w celi (o tym, że jest odporna na moje moce przekonałam się już wcześniej) na stalowym łóżku i macham nogami odzianymi jeszcze w pobrudzone krwią glany. Na razie nie mam pomysłu jak się stąd wydostać, bo komórkę i komunikator zabrali mi już na wstępie. Komunikator to ja noszę tylko dla szpanu, nikt ich przecież nie używa. Drzwi się otwierają i wchodzą przez nie płomiennoruda piękność i (również rudy) chłopak, który bez kostiumu nie przypomina Kid Flasha. Mają na sobie zwykłe ubrania, dziewczyna jest w białej bluzce z dekoltem w łódkę oraz fioletowych sztruksach. Chłopak ma na sobie niebieską bluzę i jeansy. Gdyby nie mieli tak wkurzonych min, to można by było uznać ich za całkiem normalnych. Kosmitka ma w ręce torbę.
- Oto twoje nowe ubrania - mówi spokojnie, rzucając ją obok mnie. Wyciągam z torby bluzkę przypominającą worek pokuny, zwykłe legginsy i klapki na płaskim obcasie. Wszystko białe. Zauważam, że bluzka mimo bezkształtności, jest na ramiączka. Tłumię wybuch. -Bieliznę pozwolimy Ci zachować, ale zaraz ja sobie wyjdę, a Kory Cię przeszuka - chłopak starannie omija moją osobę wzrokiem, chociaż słowa skierowane są na pewno do mnie. I po co, debilu, dałeś mi tą kartkę, co? Inaczej twój kolega nie byłby w szpitalu i mielibyście całą Akademię jak na widelcu. Dopiero po chwili dociera do mnie werbalny sens. Mam się rozebrać przy tej dziewczynie. Mam pokazać ramię. Patrzę na nich z jak największą skruchą, wymyślam na poczekaniu jakąś ściemę, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Kid Flash odbiera chyba na innych falach, bo już po chwili wychodzi. Zostaję sama z żądną mojej krwi kosmitką, przed którą muszę się rozebrać. Może być jeszcze lepiej?
W tym momencie całe pomieszczenie zasnuwa czarna mgła, czyjeś ręce chwytają mnie mocno. Duszę się, próbuję złapać oddech, zamykam oczy. Czuję zapach smoły połączonej z sodą oczyszczoną. To musi być...
- Kyd? - otwieram oczy i dochodzi do mnie, że siedzę w korytarzu Akademii. Nade mną stoi - tak jak przypuszczałam - Kyd Wykyd we własnej osobie. Ma krzywo założoną czarną pelerynę, a oprócz tego jeansy i białą koszulę. Jego czarne włosy są, lekko mówiąc, w nieładzie.
- Dzięki za pomoc - wstaję i otrzepuję się. Chłopak swoim zwyczajem nie odzywa się ani słowem, po czym odchodzi. No tak, gada tylko z tą swoją Ariel. Idę do własnego pokoju, żeby się wyspać. Nie obchodzi mnie, że Tytani mają mój służbowy telefon.

1 komentarz:

  1. No cóż, nie jestem takim fanem niestety... '...zwyjle pije herbatkę i gra w sapera' - hihihi :-P. Podoba mi się ten rodział, szczególnie końcówka :*. Ale Tytani są głupi że zamiast gdy tylko ją zobaczyli ją złapać to gadają jak to we wszystkich filmach o superbohaterach -_-

    OdpowiedzUsuń