środa, 1 lipca 2015

8. Niczego się nie nauczyłaś

Pierwszy raz w życiu używam automatycznego ustawienia publikacji posta, ponieważ kiedy powinien się pojawić, będę bez internetu ;P Z okazji wakacji jest trochę dłuższy niż zwykle /Caxi

*Jinx*
Stoją w rzędzie. Po kolei: Tytani, znajomi ze szkoły, Deathstroke, dyrektorka, kapłani kościoła krwi, 'Iks', czarnowłosa czarodziejka, kilka dziewczyn, które jeżdżą tym samym autobusem. Stoją, zajęci swoimi sprawami, rozmawiają. A ja stoję na przeciwko nich. Oddziela mnie lustro weneckie. Wiem, że dopóki szkło będzie jednolite - nic się nie stanie. Wiem również, że lustro za chwilę pęknie, a ja wkroczę w ich życie. Nie ważne jak bardzo chciałabym to zmienić.
Szkło rozpada się na drobne kawałki, jednak nie rani nikogo z obecnych, wciąż zajętych sobą. Robię krok w stronę rzędu. Bez udziału własnej woli, jakby ktoś mną sterował. Ktoś bardzo potężny. A oni? Umierają. Po kolei, nieważne jakim sposobem, umierają, padają przede mnie, ich twarze zastygają w grymasie bólu, a oczy... Ich oczy są wpatrzone we mnie, z wyrzutem. Jedynie mina Deathstroke'a jest niewzruszona i spokojna jak zwykle. Jego twarz przykrywa maska.
Nie ważne kogo spotkasz, przyniesiesz mu śmierć. Ty po prostu przynosisz pecha, Jinx.

Stoją w rzędzie. Po kolei: Raven i Kyd Wykyd. Stoją wśród trupów, które ich nie obchodzą, bo patrzą się tylko na mnie. A ja stoję na przeciwko nich. Wytrzymuję ich głuche spojrzenia, pełne nienawiści i pogardy. Jednak nie są one skierowane tylko do mnie, również do nich samych.
Nie ważne kogo spotkacie, przyniesiecie mu śmierć. Wy po prostu służycie nie temu, komu trzeba. 
Co jeśli zaczniemy służyć temu, komu trzeba?
To nic nie zmieni. Ktoś stworzony przez zło nie może się nawrócić i służyć dobru. Taka jest kolei życia. Jeśli  chcecie nam pomóc, to jedynie własną śmiercią.
Ja nie chcę umierać!
Więc żyj i patrz jak umierają inni. Nie mogę ci pomóc, Jinx. Zbyt mocno chcesz wierzyć, że ten świat jest sprawiedliwy. On nie jest sprawiedliwy, Jinx. Czarne jest czarnym, białe białym, nie możesz wybrać szarego.
Ucisz się! Wyznaczę własną drogę!
Po trupach dojdziesz w końcu do celu. Jednak czy ofiara nie jest zbyt wielka?...
Ciemność, głucha ciemność. Jest duszno i ciemno. Miotam się, uwięziona w niewidzialnych więzach. Duszę się. Niewidzialny sznur oplata moją szyję.
Własna droga wymaga ofiary... czy będziesz ją w stanie ponieść?
Nie!!! Puść mnie!!!
Tak myślałem, Jinx. Niczego się nie nauczyłaś.

Ciemność, głucha ciemność. Unoszę rękę, na której nie ma żadnych więzów. Oddycham nerwowo i płytko. Przyciskam budzik. Na suficie wyświetla się 8:00. Nie jest źle. Wstaję, zapalam światło. Taki minus naszej szkoły - zero naturalnego światła. Zdążyłam się przyzwyczaić. Ubieram się, czeszę i maluję. Wychodzę na korytarz, już wesoło oświetlony lampami. Idę w stronę stołówki, jednak już w połowie drogi ktoś mnie zatrzymuje. Chłopak o czarnych włosach z białym pasemkiem. Ma przeciwsłoneczne okulary nasunięte na oczy. Jest ubrany na czarno, jedną dłoń trzyma w kieszeni bluzy. Jak znam życie - na rewolwerze. Iks nie ma miłej miny. Jego blade usta są niemiło zaciśnięte, co nie oznacza niczego dobrego. Zresztą widok jego w mojej szkole, o godzinie ósmej z niezapowiedzianą wizytą - nie może sygnalizować niczego dobrego.
- Ja rozumiem nie odbierać telefonów, ja na prawdę rozumiem. Ale równie dobrze mógłbym być teraz w rękach Batmana - ostatnie słowo wypowiada z wyjątkowym u niego obrzydzeniem - a ty nawet mi nie odpisałaś. Szef nas potrzebuje.
- Cholera jasna! Mój telefon jest w rękach Tytanów - cedzę, myśląc o tym, jaka jestem beznadziejna.
- Mogę się zapytać w jaki sposób się w nich znalazł?
- Nie, nie możesz. Muszę się wytłumaczyć szefowi - chłopak unosi brew. Tłumaczenie się przed Deathstrokiem nie może być miłe. Mogę nawet wylecieć.

*Robin*
Jadłem śniadanie w towarzystwie Flasha i Gwiazdki. Rozmowa się nie kleiła, bo naszym wspólnym tematem były nowe filmy w kinie i nowi przestępcy, którzy pojawili się w mieście. W końcu zeszło na kulinaria. Omijaliśmy jeden temat, który interesował wszystkich, jednak był niedelikatny i nie bezpiecznie było się w niego zagłębiać. Sprawa zaginięcia Raven. Omijamy ten temat już od ponad tygodnia. Nagle drzwi się otworzyły i wbiegł przez nie Cyborg trzymając w ręce komórkę.
- Wow, gościu, myślałem, że jeszcze śpisz - Kid Flash uniósł brew, po czym podbiegł do drzwi i je zamknął, zanim ktokolwiek zdołał pomyśleć o wyciągu. Victor podszedł wprost do mnie, wymahując telefonem.
- Komórka tej czarownicy mnie obudziła - warknął siadając obok - zaczęła wibrować, chciałem coś z tym zrobić i okazało się, że...
- Co się okazało? - zaniepokoiłem się.
- Wykasowały się wszystkie pliki - mruknął, wziął kanapkę Flasha. Wally nie zwrócił na to uwagi patrząc się w dal.
- Oczywiście zrobiłeś wczoraj kopię?!
- Nie, mam jedynie te dzane, które wczoraj obliczyłem - ledwie opanowałem szereg przekleństw, który cisnął mi się do ust. Powstrzymałem się, bo Cyborg wyglądał jakby miał kaca. Widać, że męczyły go wyrzuty sumienia.
- Przynajmniej mamy jakąś lokalizację - westchnąłem, po czym wstałem, odsuwając z piskiem krzesło.
- Gdzie idziesz? - zapytał Wally wyrywając się z zadumy.
- Po pomoc - mruknąłem, ale nie sądziłem, że mnie usłyszał. Poszedłem do garażu, włożyłem kask i okulary przeciwsłoneczne.
Dziesięć minut później byłem w drodze do Gotham.

*Raven*
Zimno i ciemność. Otwieram oczy, wstaję z zimnej podłogi. Czuję się jeszcze bardziej zmęczona niż wczoraj. Patrzę na czerwony pasek na ręce, pozostałość po wczorajszym spotkaniu z Deathstrokiem. I tak goi się szybciej niż u zwykłego śmiertelnika.  Podchodzę do miejsca, gdzie ostatnio zniknął ich szef. Pcham ścianę z całej siły, jednak nie ustępuje. Jedynym pocieszeniem jest to, że mimo snu na twardej podłodze, moje kończyny są choć trochę zregenerowane i przynajmniej nie bolą przy każdym poruszeniu. Siadam po turecku, oczyszczam umysł. Moja magia, moja energia musi gdzieś tam tkwić. Pozbywam się wszelkich emocji, bólu, urazy, zranienia i tęsknoty. Czysta energia. Czysta czerń i zło. Muszę ją w sobie obudzić, przywołać, inaczej nigdy się stąd nie wydostanę. Azarath Metrion Zinthos. Azarath Metrion Zinthos. Coś zaczyna się we mnie tlić, pokazywać i rosnąć...
W tym momencie otwiera się fragment ściany. Zupełnie inny, niż ten, którego użył wczoraj Deathstroke. Wpadają przez niego jakiś chłopak i różowowłosa czarodziejka.
- Witaj, gotowa na kolejną sesję naszej przystawki? - po głosie poznaję, że to odtwórca Szybkiego. Jest wysoki i szczupły, ma czarne włosy z jednym białym pasemkiem. Wygląda zupełnie inaczej niż ostatnio.
- Jestem gotowa na wszystko.
- To dobrze, choć twoje zdanie się tu i tak nie liczy - poprawia włosy, po czym kiwa głową do dziewczyny. Obydwoje podchodzą do mnie, łapią za ręce. Fragment ściany, tym razem o wiele większy się uchyla. Moja jedyna szansa. Wyszarpuję rękę dziewczynie, kopię chłopaka w stopę. Próbuję mu się wyrwać, jednak on nie zwalnia uścisku, a czarodziejka zdążyła się już ogarnąć i chwyciła mnie za ramię. Tym razem brutalniej. Przez 'drzwi' wchodzi dwóch mężczyzn niosących stół. Mebel jest zrobiony całkowicie z metalu, nachylony pod kątem ostrym, z przymocowanymi kajdanami. Super. Po raz ostatni próbuję im się wyrwać, świadoma tego, że nie mogę użyć mocy. Zbyt się staram. Na nic moje kopanie i szarpanie, oni stoją nieporuszeni, jedynie wzmacniają ucisk. Ściana się zamyka, mężczyźni wychodzą. W ułamku sekundy dwójka popycha mnie na stół i przypina kajdanami. Chłopak wyciąga z kieszeni bluzy srebrnoszary pasek obklejony kablami, macha mi nim przed nosem.
- Na pewno nie chcesz do nas dołączyć?
- Za żadne skarby - syczę drżącymi ustami.
- Niczego się nie nauczyłaś - cedzi chłopak. Kątem oka widzę, jak czarodziejka wzdryga się na te słowa,delikatnie, niemal niezauważalnie. Odtwórca Szybkiego oplata mi paskiem kawałek ramienia. Przygryzam wargi, czuję słony smak krwi. Chłopak unosi w ręce pilot. Naciska czerwony przycisk. Błysk bólu, brak możliwości oddechu, pieczenie w całym ciele. Gdybym nie była przyłączona do stołu kajdanami, na pewno bym spadła. Obraz się zamazuje, nie widzę nawet białego pasemka we włosach chłopaka. Po chwili ból i wibrowanie ustaje, czarnowłosy podchodzi i przesuwa pasek w stronę łokcia.
- Jesteś pewna, że nie chcesz dołączyć do nas?
Staram się odpowiedzieć, jednak nie mam siły poruszyć ustami.
- Co mówisz? - chłopaka zdaje się to bawić, jednak zauważam w nim jakieś obrzydzenie tymi słowami.
- Nigdy - szepczę, a właściwie chrypię.
- W takim razie, następne wyładowanie...
Zanim naciska czerwony guzik, coś się ze mnie wyrywa, czarna energia go oplata, zabiera pilot. Tylko chwila, a udałoby się...
Coś mnie ogłusza i widzę już tylko ciemność.

3 komentarze:

  1. Czytam tego bloga i czytam... A teraz czekam na następny rozdział! Co powiedzieć, notka świetna. Piszesz genialnie. Opisy są, dialogi są... GENIUS, po prostu. WENY!*

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do części Jinx nie mam zdania, po prostu mnie zaciekawiłaś. Taaak, Gotham! O.O Po prostu nie mogę się doczekaç konfrontacji Richard-Batman! Boże, co tam u naszej Ravi? W sumie dziwne, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, gdzie ją właściwie przetrzymują. Naprawdę chcę, żeby to wszystko już się wyjaśniło. Czekam na next!
    http://susan-teentitans.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, sporo błędów stylistycznych, szczególnie w części o Jinx, ale rozdział i tak genialny!! Szczególnie część z Rae, wreszcie mam to czego serio chciałam!!! ;-). Pisz tak dalej.
    Sorry, że dopiero teraz komentuję, ale nie zauważyłam nowego postu :-P. I jak widzisz jestem na tym nowym koncie, ale to i tak nic nie zmienia.
    Do następnego postu! :-)

    OdpowiedzUsuń