poniedziałek, 4 lipca 2016

3/II. Powroty


Damian
Do matki ktoś przyszedł. Wystroiła się w swoją czerwoną sukienkę, po czym podążyła tam, gdzie zazwyczaj przyjmuje mniej ważne osoby. A ja z ciekawością (tu się nigdy nic nie dzieje!) podążyłem za nią. Zamknęła drzwi uprzednio oglądając się wokoło, ale schowałem się za rogiem. Po chwili podszedłem bliżej i bliżej tak cicho jak tylko się dało. Spojrzałem przez dziurkę do klucza. W pomieszczeniu znajdował się szatyn koło dwudziestki, który wydawał mi się znajomy, tylko nie miałem pojęcia skąd. Matka wyraźnie z nim flirtowała, aż musiałem się wykrzywić. Nawet kogoś tak młodego nie może oszczędzić! Przestałem patrzeć, a przyłożyłem ucho do drzwi.
- ...przyszedł czas, żebyś się odwdzięczył - stwierdziła matka.
- Zrobię wszystko, aby ci pomóc. W końcu dzięki tobie mogę zrobić cokolwiek.
Ten głos. Taki znajomy, ale za razem odległy.
- Zabierzesz stąd dzieciaka. Życiu Ra'sa grozi niebezpieczeństwo i nie chcę, żeby Damianowi coś się stało.
- Ale wracam do Gotham! Jedynym bezpiecznym miejscem jest tam Bat Cave, o ile jeszcze istnieje.
- Zabierzesz go więc do ojca.
Przycisnąłem się jeszcze bardziej do drzwi. Matka omijała ten temat całymi wiekami. Tabu. Milknięcie w środku rozmowy. Wymowne miny i gesty, czasem zbyt brutalne.
Zanim zdążyłem się zorientować, co może oznaczać dziwna cisza, która nastała, drzwi się otworzyły i odrzuciły mnie na ścianę. Nade mną stał szatyn koło dwudziestki, który wydawał mi się znajomy. Już wiedziałem skąd. Niewiele się zmienił.
***
Krzyki obudziły go z niespokojnego snu. Chłopiec chwycił sztylet leżący nieopodal. Dokładnie tak jak kazał mu dziadek. Ale krzyki były dalekie, niespowodowane żadną bitwą.
Mimo wszystko utrudniały zaśnięcie.
Wiedział, że nie powinien opuszczać pokoju. Matka wróciła z misji niespokojna i podekscytowana. Nie zaszczyciła go spojrzeniem, tylko rozkazała odpoczynek. A potem długo rozmawiała z dziadkiem, wzięła ze sobą najbardziej zaufanych ludzi. I poszła do Jam.
Wiedział, skąd pochodzą krzyki.
Odrzucił cienki koc, zasznurował buty. Sztylet wziął na wszelki wypadek. I tak był za mały na używanie go. Podążył dobrze znanymi korytarzami. Znał każdą niedoskonałość ścian, wiedział kiedy cegły zamienią się w skałę. Wreszcie powitał go znajomy zielonkawy blask. Położył się na skalnej półce o charakterze balkonu. I patrzył.
W Jamie stał chłopak. Źródło krzyków, a wręcz nieludzkich wrzasków. Stał? Raczej miotał się z bólu, wykrzywiał młodą twarz. Ciało miał pokryte podartym bandażem, a odsłonięte miejsca krwią. Osocze pokrywało niezliczoną liczbę siniaków, przesiąkało materiał. Chłopak krzyczał jakieś urywki słów. I przez jedną, długą chwilę spojrzał w oczy postaci na skalnej półce. Miał bladoniebieskie oczy otoczone sinymi worami. Miał oczy zmęczone, zastraszone, oczy przerażone, zaszczute, oczy puste. Zawiązała się między nimi ta krótka nić porozumienia, której nikt nie mógł nigdy odgadnąć.
A potem chłopak wybiegł z jamy, rozbił okno i skoczył do przepaści.
Matka nie wspomniała o nim ani słowem.
***
Okey, nie mam siły na rozdział normalnej akcji. Tylko tyle. Główny wątek olewam. Może później... to się wyklepie.
/Caxi

3 komentarze:

  1. Rozdział Super tylko dlaczego nie dłuższy? Około dwa miesiące czekania na rozdział...Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG, Jason
    No i Damian, który niedługo pojawi się w Gotham <3
    Po tak długiej przerwie od pisania tylko tyle? I jak ja mam zaspokoić swoją rządzę rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Mi o dziwo żądza rozdziałów jakoś minęła ostatnio. Ale wyszło ciekawie, tylko czemu tak krótko?? Tak się teraz zastanawiam jak to będzie wyglądało z Damianem w Gotham. I jeszcze Jason! Gdyby tak ich razem zestawić, to... Byłoby świetnie :-D!

    OdpowiedzUsuń